image001           image002

 

QJF

 

 

Description: Description: C:\00000000000000000000000_NOWE_WWW\www_Backup_01.2018\glownwImage\JADWWAW.JPG

Św. Królowa Jadwiga

 

 

   

 

 QJF

 

QJF to piękny symbol umiłowania swej Alma Matter absolwentki wydziału matematyki UJ p. Magdaleny Leś. Wybrana przez rektora UJ honorowym przedstawicielem obchodów jubileuszu 600-lecia odnowienia Akademii Krakowskiej na Australię, nie szczędziła niczego aby godnie reprezentować Akademię Krakowską w Australii. W tym czasie, nie znając środowiska polonii australijskiej jak też prawdziwych intencji organizatorów tych obchodów, nie można było przewidzieć tego w co państwo Leś zostali uwikłani. Należy tutaj bardzo mocno podkreślić fakt, że bez ogromnego zaangażowania męża p. Zbigniewa Lesia, żadne nawet mgliste wspomnienie o tych obchodach w tak wrogim środowisku, tak polonii australijskiej jak też rządu australijskiego, nie byłoby możliwe. Będąc stosunkowo krótko w Australii p. Leś, zaangażowani w kontynuowaniu swych badań naukowych w kierunku rozpoczętych w Polsce doktoratów, mieli bardzo ograniczony kontakt ze środowiskiem polonijnym Melbourne. Ograniczało się to głównie do środowiska parafii polskich, radia 3ZZZ i lokalnego brukowca do którego prof. Leś pisał sporadzycznie atykuły. Ponieważ w tym czasie dosyć hucznie obchodzono w Melbourne różnego rodzaju kombatanckie imprezy, organizowane przez federację, wydawało się, że tego typu „patriotyczne” środowisko bardzo entuzjastycznie powita inicjatywę obchodzenia jubileuszu 600-lecia odnowienia Akademii Krakowskiej. Niestety, jak złudne były tego typu oczekiwania pokazało już pierwsze spotkanie z przedstawicielami KIK-u, organizującymi głównie dyskusyjne forum i konferencje dotyczące, nie wiedzieć czemu, żydów polskich. Spotkanie w Essendon na zaproszenia ks. dr. Ożoga przerodziło się we wściekły atak ze strony kilku prezesów, jak się potem okazało napuszczonych przez innego osobnika w sutannie, uciekiniera roku 68.  Państwo Leś byli ogromnie zaszokowani, gdyż spotkanie było zorganizowane po to aby udzielić im pomocy w organizowaniu tych obchodów i którego uczestnikami byli też pracownicy naukowi podrzędnych melbourneńskich uniwersytetów. To był ogromny cios. Po tym incydencie, nie bardzo zdając sobie sprawę z ogromnego niebezpieczeństwa, zwrócili się oni do p. Słowika, pełniącego funkcję zakonnika polskiej sekcji zakonu Jezuitów, przybyłego do Australii w bardzo dziwnych okolicznościach, w roku 1968. Był on nieomal etatowym działaczem federacji i miał ogromny wpływ na środowisko parafii melbourneńskiej. Zostali oni przez niego  skierowani do konsula honorowego, dentystę, związanego ze  środowiskiem żydów z Polski, bardzo wrogo nastawionych do Słowian, Polaków, szczególnie tych z wyższym wykształceniem. Ten z kolei skierował ich do jednego z dyrektorów, pochodzenia ukraińskiego,  od spraw multiculture  w wiktoriańskim rządzie. Od niego to otrzymali bardzo nieprawdziwą informację o braku jakichkolwiek środków na tego typu cele jak też wiele rad dotyczących organizowania robotniczych festynów i zapomnieniu o polskich uniwersytetach. Po tego typu bardzo manipulacyjnym doradztwie zaczęli oni  zdawać sobie sprawę z bardzo antypolskiego nastawienia tutejszych działaczy polonijnych. Będąc już wtedy zaangażowanymi w prowadzenie badań naukowych na jednym z najlepszych światowych uniwersytet, the Melbourne University, mieli porównanie z tym jak inne nacje traktują problem wyższego wykształcenia i uniwersytetu. Ponieważ jeszcze w tym czasie mieli oni ogromne zaufanie do p. Słowika skorzystali z jego rady założenia stowarzyszenia wychowanków UJ. Zwrócili się w tej sprawie do jednego z tutejszych biur porad prawnych o pomoc w uzyskaniu rejestracji stowarzyszenia. W biurze natknęli się na p. Adorjana, pochodzenia węgierskiego, który wydawał się być bardzo przyjaźnie nastawiony, jednakże podał im bardzo nieprawdziwe informacje. Oznajmił, że za 2 tys. dolarów w biurze mogą zrobić wstępne rozeznanie i że koszt wszystkich formalności zamknie się w granicach kilkunastu tysięcy dolarów. Państwo Le p. Leś zaczęli rozglądać się za potencjalnymi kandydatami, absolwentami UJ, których tak naprawdę  w Melbourne było bardzo  niewielu, a ci którym proponowali tego typu stowarzyszenie czuli się nieomal obrażeni i przestawali się do nich odzywać. Trudno im to było mieć za złe kiedy wypędzeni z Polski, zepchnięci zostali nagle na dno australijskiego piekła nędzy i zawiści. Mieli już wtedy zamiar zrezygnować z organizowania tych obchodów, zwłaszcza po oznakach wrogości w środowisku parafialnym i braku wsparcia ze strony UJ. Postanowili jednakże jeszcze udać się do znajomego adwokata angielskiego pochodzenia. Ponieważ był to znany i ceniony specjalista obawiali się że koszt samej porady będzie poza ich skromnymi możliwościami finansowymi. I tu nagle bardzo miłe rozczarowanie. Dostali bardzo profesjonalną poradę bez żadnych opłat i co bardzo charakterystyczne bardzo dużą zachętę do kontynuowania tych obchodów. Angielski prawnik, bardzo znany i ceniony, związany ze środowiskiem akademickim Oksfordu i Melbourne University, do końca swego życia pozostał ich przyjacielem i obrońcą QJF. Od niego to dowiedzieli się o możliwości założenia fundacji, przy czym odradzał on zakładanie stowarzyszenia jako swoistego multikulturowego kanału. Podawał przykłady innych nacji, w tym szczególnie żydowskiej, gdzie tego typu fundacje były bardzo popularne. Nie trudno teraz zrozumieć dlaczego to polonijne środowisko, w tym szczególnie tzw. parafii polskich i federacji  naszpikowane nie tylko „jezuitami” żydowskiego pochodzenia, tak bardzo świadomie i manipulatwnie przekazywało informacje o możliwościach tworzenia fundacji i innych tego typu instytucji. Nie trudno też pojąć dlaczego to powstała QJF, była przez nich tak potwornie niszczona i mogła przetrwać pierwszy okres potwornych ataków mających za zadanie nie dopuszczenie do rejestracji a potem uniemożliwianie rozwijania normalnej działalności dzięki wsparciu tegoż adwokata i arcybiskupa Litla, wiernego przyjaciela i obrońcę QJF. Jakiez ogromne naciski i presja były wywierane na angielskiego prawnika, który pozostał wierny naszej długotrwałej przyjaźni. W tym miejscu warto podkreślić fakt ogromnej wagi. Fundacja nosiła imię św. Jadwigi Królowej i dlatego to dyrektor QJF prof. Leś zdając sobie sprawę z powagi i znaczenia używania imienia św. Jadwigi Królowej, jak też z konsekwenji potwornej wrogości środowiska żydowskiej kadry parafii polskich i dlatego zwrócił się o prośbą do arcybiskupa :Littla, i kardynała (w tym czasie jeszcze arcybiskupa) Dziwisza. Arcybiskup Little majacy bardzo wielki autorytet w Melbournre oddał QJF ogromne przysługi i do czasu kiedy żył QJF była pod jego opieką, co chroniło w znacznej mierze przed atakami żydowskich zakonników. Wspomagał duchowo i będąc pod ogromnym wrażeniem różnorodności, bogactwa i bardzo wysokiego poziomu prowadzonej działalności. Nie mógł jednakże nigdy zrozumieć, znając środowisko parafii polskiej w Essendon tego że w Polsce żyją ludzie tak bardzo odbiegający, w tym dobrym słowa znaczeniu, od tej essendońskiej mierzwy. Ci z QJF bardzo mocno odczuli ogromną zmianę po śmierci tego tak bardzo już związanego z QJF-em jej wiernego przyjaciela. Należy tez dodać że wszystkie ważniejsze projekty QJF były uzgadniane z kardynałem Dziwiszem, tak że ten wściekły atak jezuickiej chordy był także wymierzony w niego i w autorytet kościoła który on reprezentuje.

Warto tutaj podkreślić jeszcze jeden bardzo ważny aspekt ogromnej wrogości środowiska federacji jak też parafialnych kaznodziejów o bardzo antypolskich inklinacjach. Otóż, fundacja po otrzymaniu statusu tax egzemption ma możliwość bardzo szybkiego rozwoju poprzez odpis podatkowy społeczności lokalnej wspierającej jej misję. W przeciwieństwie do tego co jest w Polsce, gdzie odpis może stanowić tylko 1%, w Australii nie istnieje żadne ograniczenie w tym względzie. Przy zakładaniu fundacji, która nosi dziś imię św. Jadwigi Królowej, od samego początku ta wersja była przyjęta. Tylko na skutek potwornej wrogości i ogromnych nacisków ze strony federacji, zakonników nie polskiego pochodzenia przysyłanych do polskich parafii  i żydowskiej grupy przybyłej do Australii z Polski, QJF nie uzyskała statusu tax egzemption, co bardzo uderzyło nie tylko w QJF, ale też w całą polonijną społeczność. Po pierwszym spotkaniu w kancelarii prawnej państwo Leś byli ogromnie podekscytowani i, szczerze mówiąc, przestraszeni tą nagłą propozycją bycia założycielami fundacji i zarazem jej trust-ami. Było to tak nieoczekiwane i tak nigdy przez nich, nawet w najskrytszych marzeniach, nie planowane przedsięwzięcie, że przez prawie tydzień nie mogli ochłonąć z ogromnego wrażenia jakie wywarła na nich ta propozycja. Najbardziej jednakże przybijał ogromny rozdźwięk między ich wyobrażeniem założyciela fundacji a ich fatalną sytuacją materialną. W tym czasie mimo ich najszczerszych chęci, na spotkanie do kancelarii udali się w znoszonych ubrankach i na domiar złego w przeddzień spotkania podeszwa jedynych butów przyszłego dyrektora straciła przyczepność z „górą” tak, że można się było przemieszczać tylko szurając butami, co potęgowało tylko nastrój swego rodzaju szyderstwa z podjęcia się zadania założenia fundacji. Jednakże bardzo przyjazna atmosfera w kancelarii prawnej, i bardzo duża zachęta tak pani domu jak też prawnika a przy tym bardzo wysoka kultura angielskich przyjaciół sprawiła, że państwo Leś zostali przekonani do tego karkołomnego wyczynu założenia fundacji. Następnym etapem było wypełnienie dość dużej liczby dokumentów i nazwa fundacji. Na jednym z kolejnych spotkań, gdzie omawiano bardzo szczegółowo sprawy prawno-statutowe została zaproponowana nazwę fundacji, a mianiwicie Kopernik Foundation. Warto tu podkreślić fakt, że zalożycielr tej fundacji mieli bardzo krótki czas na opracowanie wszystkich statutowych punktów, co wymagało bardzo fachowej i długotrwałej porady nie tylko prawnej. Z tego miejsca, państwo Leś, pragną bardzo gorąco podziękować, nieżyjącemu już Panu Cameronowi, angielskiemu prawnikowi, który wykazał tak wiele wyrozumiałości, poświęcił tak wiele swojego czasu, i nie skąpił słów zachęty i co najważniesze podtrzymywał na duchu w trudnych chwilach duchowych rozterek. Nalezy tu jeszcze wspomnieć o czymś czego państwo Leś nigdy nie doświadczyliś, w kontekście rozwijanej dzałalności QJF, od polskiej społeczności. Za poradę prawną i wszystkie inne, nie tylko prawne porady, nie zapłacili on ani dolara. Ten świat angielskiego domu był tak diametralnie różny od tych polonijnych sępów gotowych rozszarpać na kawałki z byle jakiego powodu, bądź to z potwornej zawiści, a przy tym nieskorych tak do wsparcia ich ogromnych wysiłków, zarówno organizowania obchodów AK (AK to Akademia Krakowska) jak też rozwijania dzałalności QJF przez wpłacenie chociażby jednego dolara na rzecz QJF. Nigdy też nikt z polonijnego środowiska Melbourne nie wykonał żadnego najdrobniejszego nawet gestu bez pobrania sowitej zapłaty za najmarniejszą usługę. Nie wspominając już o rabunkach tak w Australii, przez członków body corporate (Swiatkowski, Skaro) czy też, żeby wspomnieć tylko te najbardziej okrutne jak kradzież pieniędzy z ich konta przez pracowników  banku PKO w Sosnowcu. Czym podyktowane jest to tak  bardzo przykre doświadczenie QJF? Ktoś usilnie nad tym pracował i pracuje po to aby wygnańcy z Polski mieli tego typu doświadczenia gdyż to jest najskuteczniejsza metoda depolonizacji. Tuż przed końcowym spotkaniem kiedy państwo Leś mieli dostarczyć wszystkie dokumenty w celu złożenia do rejestracji fundacji, wspominali swój ostatni pobyt na konferencji w Wiedniu i w Polsce i nagle w pewnej chwili prof. Leś  widzi przed oczyma krzyż wawelski Jadwigi. Jest to tak nieoczekiwany znak, że bez wahania zmieniają oni nazwę z Kopernik Foundation na Queen Jadwiga Foundation. W tym czasie nie wiedzieli oni jeszcze o tym, że Królowa Jadwiga została kanonizowana, no bo skąd. W środowisku parafii „polskich” o tego typu wydarzeniach nie wspominano. Ich angielski przyjaciel, prawnik, monarchista,  był ogromnie poruszony tym, że fundacja będzie nosić imię polskiego Króla, i po ostatnich poprawkach niezwłoczne złożył wszystkie dokumenty, tak, że pozostało im tylko czekać na końcowy rezultat rozpatrywania tej aplikacji. Prof. Leś, który zgodził się być dyrektorem the Queen Jadwiga Foundation miał wyznaczoną pensję 50000A$, rocznie, podczas gdy jego żona jako wicedyrektor miała wyznaczona pensję 30000A$ rocznie. Wynagrodzenie było ustalane w oparciu o wynagrodzenie dyrektorów istniejących fundacji i było dużo niższe od najniższego z istniejących fundacji. Mimo, że  państwo Leś wzbraniali się przed określaniem wynagrodzenia, jednakże doświadczony prawnik nalegał, gdyż jak twierdził, bycie dyrektorem fundacji to bardzo trudny obowiązek nałożony na barki podejmującego się tej funkcji. Przekonywał też o tym, że fundacja Królowej Jadwigi, polskiego Króla bardzo szybko zgromadzi fundusz kilku milionów dolarów, co pozwoli na szybkie przetransformowanie jej na fundację tax deductible, co zapoczątkuje jej prawdziwy rozkwit. Mówił to jednakże w oparciu o doświadczenia innych nacji gdzie król jest Królem, i gdzie społeczność nie jest manipulowana przez garstkę obcoplemieńców, jak ci szczególnie bardzo szkodliwi bo przebierani w płaszcze zakonne, tak bez krzyża na sukmanach i Boga w sercu. Państwo Leś już wkrótce mogli się o tym przekonać, jednakże nigdy nie przypuszczali, że stanie się to dla nich nie tylko golgotą australijską ale też w dużej mierze golgotą polską. Mimo, że ten scenariusz ogromu pracy i niekończących się problemów realizowany w scenografii koszmaru polonijnego getta, zawiści i terroru psychicznego sprawdzał się jakoby jakiś makabryczny sen, to jednakże to, że fundacja nosząca imię polskiego Króla bardzo szybko ubogaci się z donacji polskiej społeczności nie sprawdziło się zupełnie. Tuż po złożeniu dokumentów, państwo Leś pełni byli wewnętrznej niepewności czy mają prawo używania imienia Królowej Jadwigi dla fundacji i czy cele, które wyznaczyli, nie okażą się być zbyt małe. Postanowili podzielić się swymi wątpliwościami z Krakowem skąd otrzymali nagle wiadomość, że właśnie Rektor UJ tworzy Fundusz Królowej Jadwigi. W e-mail, którą otrzymali z Krakowa, przed imieniem Jadwigi pojawiają się litery ‘św’. Teraz byli naprawdę przerażeni, jak to możliwe że nie dane im było  słyszeć o kanonizacji Królowej. Co z fundacją? Zrezygnować z używania imienia św. Królowej, zmienić cele. Jak zdołają udźwignąć ciężar odpowiedzialności za Fundację św. Królowej oddając na ten cel przysłowiowy wdowi grosik. Przeżywają bardzo ten okres i nie mogą się zdecydować na jakikolwiek krok. Sprawę przesądza ich adwokat, przysyłając zawiadomienie, że jeżeli w okresie 6 miesięcy nie otrzymają odpowiedzi odmownej, mogą uważać fundację za zarejestrowaną. Powoli zaczynają oswajać się z myślą Fundacji św. Jadwigi Królowej, jednakże każde przedsięwzięcie wydaje się prozaiczne i niegodne św. Królowej. Postanawiają we wszystkim zdać się na św. Jadwigę. Jeżeli ta fundacja powstała wbrew Jej woli, to nie zostanie zarejestrowana. W tym też czasie dostają książkę Oscara Haleckiego “Jadwiga of Anjou and the rise of the East Central Europe”. Już kilka pierwszych stron przytłacza - to nie córka Kazimierza Wielkiego, jak poprzednio myśleli, ale dziedziczka jednego z najpotężniejszych rodów Europy. W miarę czytania rośnie podziw dla tej niezwykłej postaci, z drugiej strony całkowita apatia i brak wiary, że mogą udźwignąć ciężar odpowiedzialności założyciela The Queen Jadwiga Foundation. Zaczęli od stowarzyszenia wychowanków UJ i nagle zostali postawieni przed zadaniem, które zupełnie ich przerastało. Czuli jakby ktoś zadrwił sobie z nich. Było to ogromne przeżycie, pełne wewnętrznych rozterek i walki o przekonanie siebie do podjęcia się zadania budowania the Queen Jadwiga Foundation. Pozostawał jednakże cień nadziei, że fundacja nie zostanie zarejestrowana i problem sam się rozwiąże. Co dzień w ogromnym napięciu sprawdzali pocztową skrzynkę. Jednakże mimo że minęło sześć miesięcy nie pojawia się żadna odmowna odpowiedź. Czekali jeszcze dwa tygodnie, niestety odmowna odpowiedź nie przychodziła, co oznaczało, że the Queen Jadwiga Foundation została zarejestrowana. Powoli oswajają się z myślą, że mają najpiękniejszą fundację ze wszystkich, której Patronką jest św. Jadwiga Królowa. Ponieważ chcieli otrzymać jakieś “potwierdzenie” z Krakowa dla istniejącej fundacji, zwrócili się do ówczesnego Dyrektora zamku wawelskiego o przysłanie im reprodukcji “krzyża Jadwigi”. Wtedy nie zdawali sobie sprawy o co proszą. Krzyż ten otrzymali z Wawelu i dopiero wtedy zaczęli zdawać sobie sprawę z tego jak ogromny ciężar wzięli na swoje barki. Zaczynali od przysłowiowego zera nie bardzo mogąc liczyć na jakąkolwiek pomoc, w atmosferze potwornej wrogości. W tym czasie, po doświadczeniach z KIK-em nie bardzo odważyli się wspominać komukolwiek z Polonii o tym, że Queen Jadwiga Foundation została zarejestrowana. Bardzo często witani byli przez KIK-owców szyderczym pozdrowieniem, „No i co, daliście sobie już spokój”, co odnosiło się do organizowanych obchodów 600-lecia odnowienia AK które  były główną przyczyną założenia QJF. Ponieważ QJF została założona po to aby można było zorganizować te obchody, w pierwszym okresie działalności QJF podjęli się organizowania wystawy o Uniwersytecie Jagiellońskim. Wysłali wiele listów do niemal wszystkich organizacji polonijnych w całej Australii. Otrzymali jedną odpowiedź, że jest to zbyt kosztowne przedsięwzięcie. To był kolejny cios. Zrozumieli, że zostali wpuszczeni w przysłowiowe maliny, jako, że z UJ otrzymywali tylko ponaglenia do jak najszybszego wywiązywania się z nakreślonych przez pracowników UJ planów organizowania wystawy, przysłania zaproszeń wraz z pokryciem kosztów przelotu, pobytu i bardzo sowitego wynagrodzenia za krótkie prelekcje, a przy tym  ani słowa o jakichkolwiek środkach na ten cel. Państwo Leś byli ogromnie zaszokowani arogancją i chamstwem organizatorów z UJ, którzy za każdy najdrobniejszy wkład otrzymywali bardzo wysokie wynagrodzenie jednakże ich traktowali jak swych parobków. Warto tu wspomnieć o jeszcze jednym szokującym incydencie. Widząc, że UJ prezentowany im jako błówny cel obchodów sprowadzony był do prezentacji muzeum UJ zwrócili się oni do rektora UJ o wybranie trzecg światowej sławy naukowcó którzy mogliby zaprezentować swe osiągnięcia na kilku wykładfach na Melbourne Uniwersity. Odpowiedź jaką otrzymali po prostu zwalał z nóg. Odpowiedź brzmiała. Na UJ nie ma tego typu naukowców. Było to tak lapidarnie szczere wyznanie, że stracili oni zupełnie ochotę do dalszego wikłania się w ten koszmar umuzealnienia UJ. Mimo to, postanowili pozyskać Melbourne University jako współorganizatora, co doprowadziło do zupełnego zniszczenia ich bardzo dobrych stosunków z wieloma zaprzyjaźnionymi profesorami. Zaczynali teraz bardzo dobrze rozumieć tragizm tego wrobienia ich w ten niecny UJ-otowski proceder reklamy UJ jako instytucji muzealnej. Sytuacja była bardzo dramatyczna, szczególnie jeżeli chodzi o nowo założoną QJF. Zrozumieli, że zostali zupełnie sami i że liczyć mogą jedynie na św. Jadwigę Królową. Gdyby nie św. Jadwiga Królowa złożyliby oni wniosek o jak najszybsze zamknięcie fundacji. Zaczął się okres ogromnej wyczerpującej pracy, potwornego terroru psychicznego i co najważniejsze odczuciem bliskości św. Jadwigi Królowej, która już na stałe weszła w nieomal każdą chwilę życia państwa Leś. Zaczął się bardzo trudny okres zbierania funduszy na działalność i fundusz QJF. W czasie nieomal 20-to letniej działalności zebrano około A$500 (pięćset). Wielogodzinne akcje mające na celu pozyskanie donacji w tzw. klubach polskich okazały się zwykłą stratą czasu. W wielu klubach, w tym w szczególności w klubie Syrena akcja zbierania funduszy mogła być prowadzona w korytarzu klubu. Szef klubu Syrena zażądał opłaty $300 podczas gdy onizebrali tylko $10. Ilość zebranych funduszy to rezultat bardzo wrogiego nastawienia do QJF bywalców klubu Syrena przez władze klubu i działaczy federacji. Z klubu Stig, w Richmond, zostali bardzo brutalnie wyrzuceni na polecenie p. Słowika podczas sprzedaży kartek świątecznych w ramach zbierania funduszy na działalność QJF. Należy tu bardzo wyraźnie podkreślić, że wcześniej ustalili z p. Słowikiem szczegóły dotyczące tej akcji. Znając bardzo nikłą pamięć p. Słowika ustalenie prowadzili przez e-mail tak aby mieć potwierdzenie, że wszystko to odbywa się za jego zgodą. W „klubie” kościoła w Essendon,  podczas sprzedawania kartek świątecznych państwo Leś byli potwornie znieważeni przez córkę „zakrystianki” napuszczoną, jak się okazało, przez p. Słowika. Wielokrotnie też państwo Leś byli napastowani tak przy zbieraniu funduszy jak też przy rozprowadzaniu biuletynu QJF przez napastników nasyłanych przez p. Słowika. Działalność p. Słowika, przybyłego w bardzo dziwnych okolicznościach w roku 1968 do Australii, powoduje ogromne szkody dla QJF. Jest on nieomal etatowym członkiem federacji mając wgląd w nieomal wszystkie polonijne organizacje. Jest szczególnie zainteresowany posiadaniem nazwisk tych którzy próbują prowadzić jakąkolwiek działalność wśród Polonii. Potrafi bardzo skutecznie niszczyć niewygodnych mu ludzi poprzez potworne oczernianie i wykorzystywanie samozwańczych funkcji w parafiach polskich. Zupełnie nie zainteresowany działalnością religijną większość czasu poświęca na wyniszczanie polonijnego środowiska poprzez organizowanie, w większości, antypolskich i antykatolickich imprez stojących na odrażająco niskim poziomie. Jest nie do ruszenia z Melbourne po zawłaszczeniu Fundacji Bluma. Fundacja ta była przekazana siostrze zakonnej przez p. inż. Bluma, którą  bardzo szybko przechwycił p. Słowik usuwając przy tym siostrę z Melbourne. 

Należy zaznaczyć że zgodnie z australijskim prawem QJF ma prawo zbierać fundusze na swą działalność. Uniemożliwianie zbieranie funduszy jest działalnością przestępczą. Chcemy przypomnieć p.’ Słowikowi że jest to także grzech i ksiądz, który w stanie grzechu przyjmuje komunię św. popełnia świętokradztwo. O tym że jest to rzeczywisty problem świadczy zdarzenie, którego byliśmy świadkami. Podczas Mszy św. w kościele w Richmond ks. Rybie nie dane było udzielić komunii św. Ci którzy w tym dniu pragnęli przystąpić do komunii św. musieli odejść bez udzielenia im komunii św. Czy nie jest to znak tego, że parafianie którzy nie reagują na zło wyrządzone przez księdza, nie są także współwinni. Działanie federacji p.. Słowika to przestępstwa podpadające pod potoczne określenie żydowskiego procederu „puszczania z torbami”. W terminie prawnym jest to bardzo świadome działanie na szkodę, mające na celu wyrządzenie tak szkody materialnej jak też poważnej szkody w celu zniszczenia dobrego imienia instytucji. Pragniemy dochodzić na drodze sądowej odszkodowania za wszystkie szkody. 

Działalność QJF to w 99% prywatne środki państwa Leś. Roczny wkład państwa Leś w postaci donacji to około 30 000 do 50 000 A$. Roczny wkład z tytułu pracy wynosi ponad 150 000 A$.

Dyrektor QJF mający wynagrodzenie 50 000 A$ nie otrzymał ani dolara z powodu braku środków. Należność z tytułu wynagrodzenia za pracę dla państwa Leś w okresie 20 lat to ponad 1 500 000 A$. Ta bardzo zła sytuacja finansowa QJF to rezultat uniemożliwiania zbierania  funduszy, nie otrzymywania donacji, potworna dyskryminacja, rasizm, ataki i bandyckie napady na dyrektorów QJF, zabór mienia i potworny terror psychiczny.

 

 

 

 

Copyright the Queen Jadwiga Foundation

 

 

Zbieranie funduszy w klubach polskich

 

 

image006

Klub ‘Orła Białego’, Geelong

image008

Klub ‘Syrena’, Rowille

donacja-ESSENDON_0

image010

Klub przy kościele w Essendon

image004

Klub ‘Stig’ w Richmond

image014

Klub w Altonie