QJF Św. Królowa Jadwiga |
QJF QJF to piękny symbol
umiłowania swej Alma Matter absolwentki wydziału matematyki UJ p.
Magdaleny Leś. Wybrana przez rektora UJ honorowym przedstawicielem
obchodów jubileuszu 600-lecia odnowienia Akademii Krakowskiej na
Australię, nie szczędziła niczego aby godnie
reprezentować Akademię Krakowską w Australii. W tym czasie,
nie znając środowiska polonii australijskiej jak też
prawdziwych intencji organizatorów tych obchodów, nie można było
przewidzieć tego w co państwo Leś zostali uwikłani.
Należy tutaj bardzo mocno podkreślić fakt, że bez
ogromnego zaangażowania męża p. Zbigniewa Lesia, żadne
nawet mgliste wspomnienie o tych obchodach w tak wrogim środowisku, tak
polonii australijskiej jak też rządu australijskiego, nie
byłoby możliwe. Będąc stosunkowo krótko w Australii p.
Leś, zaangażowani w kontynuowaniu swych badań naukowych w
kierunku rozpoczętych w Polsce doktoratów, mieli bardzo ograniczony
kontakt ze środowiskiem polonijnym Melbourne. Ograniczało się
to głównie do środowiska parafii polskich, radia 3ZZZ i lokalnego
brukowca do którego prof. Leś pisał sporadzycznie atykuły.
Ponieważ w tym czasie dosyć hucznie obchodzono w Melbourne
różnego rodzaju kombatanckie imprezy, organizowane przez federację,
wydawało się, że tego typu „patriotyczne” środowisko bardzo
entuzjastycznie powita inicjatywę obchodzenia jubileuszu 600-lecia
odnowienia Akademii Krakowskiej. Niestety, jak złudne były tego
typu oczekiwania pokazało już pierwsze spotkanie z
przedstawicielami KIK-u, organizującymi głównie dyskusyjne forum i
konferencje dotyczące, nie wiedzieć czemu, żydów polskich.
Spotkanie w Essendon na zaproszenia ks. dr. Ożoga przerodziło
się we wściekły atak ze strony kilku prezesów, jak się
potem okazało napuszczonych przez innego osobnika w sutannie,
uciekiniera roku 68. Państwo
Leś byli ogromnie zaszokowani, gdyż spotkanie było
zorganizowane po to aby udzielić im pomocy w organizowaniu tych obchodów
i którego uczestnikami byli też pracownicy naukowi podrzędnych
melbourneńskich uniwersytetów. To był ogromny cios. Po tym incydencie,
nie bardzo zdając sobie sprawę z ogromnego niebezpieczeństwa,
zwrócili się oni do p. Słowika, pełniącego funkcję
zakonnika polskiej sekcji zakonu Jezuitów, przybyłego do Australii w
bardzo dziwnych okolicznościach, w roku 1968. Był on nieomal etatowym
działaczem federacji i miał ogromny wpływ na środowisko
parafii melbourneńskiej. Zostali oni przez niego skierowani do konsula honorowego,
dentystę, związanego ze
środowiskiem żydów z Polski, bardzo wrogo nastawionych do
Słowian, Polaków, szczególnie tych z wyższym wykształceniem.
Ten z kolei skierował ich do jednego z dyrektorów, pochodzenia
ukraińskiego, od spraw
multiculture w wiktoriańskim rządzie.
Od niego to otrzymali bardzo nieprawdziwą informację o braku
jakichkolwiek środków na tego typu cele jak też wiele rad
dotyczących organizowania robotniczych festynów i zapomnieniu o polskich
uniwersytetach. Po tego typu bardzo manipulacyjnym doradztwie zaczęli
oni zdawać sobie sprawę z
bardzo antypolskiego nastawienia tutejszych działaczy polonijnych.
Będąc już wtedy zaangażowanymi w prowadzenie badań
naukowych na jednym z najlepszych światowych uniwersytet, the Melbourne
University, mieli porównanie z tym jak inne nacje traktują problem
wyższego wykształcenia i uniwersytetu. Ponieważ jeszcze w tym
czasie mieli oni ogromne zaufanie do p. Słowika skorzystali z jego rady
założenia stowarzyszenia wychowanków UJ. Zwrócili się w tej
sprawie do jednego z tutejszych biur porad prawnych o pomoc w uzyskaniu
rejestracji stowarzyszenia. W biurze natknęli się na p. Adorjana,
pochodzenia węgierskiego, który wydawał się być bardzo
przyjaźnie nastawiony, jednakże podał im bardzo nieprawdziwe
informacje. Oznajmił, że za 2 tys. dolarów w biurze mogą
zrobić wstępne rozeznanie i że koszt wszystkich
formalności zamknie się w granicach kilkunastu tysięcy
dolarów. Państwo Le p. Leś zaczęli rozglądać
się za potencjalnymi kandydatami, absolwentami UJ, których tak
naprawdę w Melbourne było
bardzo niewielu, a ci którym
proponowali tego typu stowarzyszenie czuli się nieomal obrażeni i
przestawali się do nich odzywać. Trudno im to było mieć
za złe kiedy wypędzeni z Polski, zepchnięci zostali nagle na
dno australijskiego piekła nędzy i zawiści. Mieli już
wtedy zamiar zrezygnować z organizowania tych obchodów, zwłaszcza
po oznakach wrogości w środowisku parafialnym i braku wsparcia ze
strony UJ. Postanowili jednakże jeszcze udać się do znajomego
adwokata angielskiego pochodzenia. Ponieważ był to znany i ceniony
specjalista obawiali się że koszt samej porady będzie poza ich
skromnymi możliwościami finansowymi. I tu nagle bardzo miłe
rozczarowanie. Dostali bardzo profesjonalną poradę bez żadnych
opłat i co bardzo charakterystyczne bardzo dużą
zachętę do kontynuowania tych obchodów. Angielski prawnik, bardzo
znany i ceniony, związany ze środowiskiem akademickim Oksfordu i
Melbourne University, do końca swego życia pozostał ich
przyjacielem i obrońcą QJF. Od niego to dowiedzieli się o
możliwości założenia fundacji, przy czym odradzał on
zakładanie stowarzyszenia jako swoistego multikulturowego kanału.
Podawał przykłady innych nacji, w tym szczególnie żydowskiej,
gdzie tego typu fundacje były bardzo popularne. Nie trudno teraz
zrozumieć dlaczego to polonijne środowisko, w tym szczególnie tzw.
parafii polskich i federacji
naszpikowane nie tylko „jezuitami” żydowskiego pochodzenia, tak
bardzo świadomie i manipulatwnie przekazywało informacje o
możliwościach tworzenia fundacji i innych tego typu instytucji. Nie
trudno też pojąć dlaczego to powstała QJF, była
przez nich tak potwornie niszczona i mogła przetrwać pierwszy okres
potwornych ataków mających za zadanie nie dopuszczenie do rejestracji a
potem uniemożliwianie rozwijania normalnej działalności
dzięki wsparciu tegoż adwokata i arcybiskupa Litla, wiernego
przyjaciela i obrońcę QJF. Jakiez ogromne naciski i presja
były wywierane na angielskiego prawnika, który pozostał wierny
naszej długotrwałej przyjaźni. W tym miejscu warto
podkreślić fakt ogromnej wagi. Fundacja nosiła imię
św. Jadwigi Królowej i dlatego to dyrektor QJF prof. Leś
zdając sobie sprawę z powagi i znaczenia używania imienia
św. Jadwigi Królowej, jak też z konsekwenji potwornej wrogości
środowiska żydowskiej kadry parafii polskich i dlatego zwrócił
się o prośbą do arcybiskupa :Littla, i kardynała (w tym
czasie jeszcze arcybiskupa) Dziwisza. Arcybiskup Little majacy bardzo wielki
autorytet w Melbournre oddał QJF ogromne przysługi i do czasu kiedy
żył QJF była pod jego opieką, co chroniło w znacznej
mierze przed atakami żydowskich zakonników. Wspomagał duchowo i
będąc pod ogromnym wrażeniem różnorodności, bogactwa
i bardzo wysokiego poziomu prowadzonej działalności. Nie mógł
jednakże nigdy zrozumieć, znając środowisko parafii
polskiej w Essendon tego że w Polsce żyją ludzie tak bardzo
odbiegający, w tym dobrym słowa znaczeniu, od tej
essendońskiej mierzwy. Ci z QJF bardzo mocno odczuli ogromną
zmianę po śmierci tego tak bardzo już związanego z QJF-em
jej wiernego przyjaciela. Należy tez dodać że wszystkie
ważniejsze projekty QJF były uzgadniane z kardynałem
Dziwiszem, tak że ten wściekły atak jezuickiej chordy był
także wymierzony w niego i w autorytet kościoła który on
reprezentuje. Warto tutaj
podkreślić jeszcze jeden bardzo ważny aspekt ogromnej
wrogości środowiska federacji jak też parafialnych
kaznodziejów o bardzo antypolskich inklinacjach. Otóż, fundacja po
otrzymaniu statusu tax egzemption ma możliwość bardzo
szybkiego rozwoju poprzez odpis podatkowy społeczności lokalnej
wspierającej jej misję. W przeciwieństwie do tego co jest w
Polsce, gdzie odpis może stanowić tylko 1%, w Australii nie
istnieje żadne ograniczenie w tym względzie. Przy zakładaniu
fundacji, która nosi dziś imię św. Jadwigi Królowej, od samego
początku ta wersja była przyjęta. Tylko na skutek potwornej
wrogości i ogromnych nacisków ze strony federacji, zakonników nie
polskiego pochodzenia przysyłanych do polskich parafii i żydowskiej grupy przybyłej do
Australii z Polski, QJF nie uzyskała statusu tax egzemption, co bardzo
uderzyło nie tylko w QJF, ale też w całą polonijną
społeczność. Po pierwszym spotkaniu w kancelarii prawnej
państwo Leś byli ogromnie podekscytowani i, szczerze mówiąc,
przestraszeni tą nagłą propozycją bycia
założycielami fundacji i zarazem jej trust-ami. Było to tak
nieoczekiwane i tak nigdy przez nich, nawet w najskrytszych marzeniach, nie
planowane przedsięwzięcie, że przez prawie tydzień nie
mogli ochłonąć z ogromnego wrażenia jakie wywarła na
nich ta propozycja. Najbardziej jednakże przybijał ogromny
rozdźwięk między ich wyobrażeniem założyciela
fundacji a ich fatalną sytuacją materialną. W tym czasie mimo
ich najszczerszych chęci, na spotkanie do kancelarii udali się w
znoszonych ubrankach i na domiar złego w przeddzień spotkania
podeszwa jedynych butów przyszłego dyrektora straciła
przyczepność z „górą” tak, że można się
było przemieszczać tylko szurając butami, co
potęgowało tylko nastrój swego rodzaju szyderstwa z podjęcia
się zadania założenia fundacji. Jednakże bardzo przyjazna
atmosfera w kancelarii prawnej, i bardzo duża zachęta tak pani domu
jak też prawnika a przy tym bardzo wysoka kultura angielskich
przyjaciół sprawiła, że państwo Leś zostali
przekonani do tego karkołomnego wyczynu założenia fundacji.
Następnym etapem było wypełnienie dość dużej
liczby dokumentów i nazwa fundacji. Na jednym z kolejnych spotkań, gdzie
omawiano bardzo szczegółowo sprawy prawno-statutowe została
zaproponowana nazwę fundacji, a mianiwicie Kopernik Foundation. Warto tu
podkreślić fakt, że zalożycielr tej fundacji mieli bardzo
krótki czas na opracowanie wszystkich statutowych punktów, co wymagało
bardzo fachowej i długotrwałej porady nie tylko prawnej. Z tego
miejsca, państwo Leś, pragną bardzo gorąco
podziękować, nieżyjącemu już Panu Cameronowi,
angielskiemu prawnikowi, który wykazał tak wiele
wyrozumiałości, poświęcił tak wiele swojego czasu, i
nie skąpił słów zachęty i co najważniesze
podtrzymywał na duchu w trudnych chwilach duchowych rozterek. Nalezy tu
jeszcze wspomnieć o czymś czego państwo Leś nigdy nie
doświadczyliś, w kontekście rozwijanej dzałalności
QJF, od polskiej społeczności. Za poradę prawną i
wszystkie inne, nie tylko prawne porady, nie zapłacili on ani dolara.
Ten świat angielskiego domu był tak diametralnie różny od tych
polonijnych sępów gotowych rozszarpać na kawałki z byle
jakiego powodu, bądź to z potwornej zawiści, a przy tym nieskorych
tak do wsparcia ich ogromnych wysiłków, zarówno organizowania obchodów
AK (AK to Akademia Krakowska) jak też rozwijania dzałalności
QJF przez wpłacenie chociażby jednego dolara na rzecz QJF. Nigdy
też nikt z polonijnego środowiska Melbourne nie wykonał
żadnego najdrobniejszego nawet gestu bez pobrania sowitej zapłaty
za najmarniejszą usługę. Nie wspominając już o
rabunkach tak w Australii, przez członków body corporate (Swiatkowski,
Skaro) czy też, żeby wspomnieć tylko te najbardziej okrutne
jak kradzież pieniędzy z ich konta przez pracowników banku PKO w Sosnowcu. Czym podyktowane jest
to tak bardzo przykre
doświadczenie QJF? Ktoś usilnie nad tym pracował i pracuje po
to aby wygnańcy z Polski mieli tego typu doświadczenia gdyż to
jest najskuteczniejsza metoda depolonizacji. Tuż przed końcowym
spotkaniem kiedy państwo Leś mieli dostarczyć wszystkie
dokumenty w celu złożenia do rejestracji fundacji, wspominali swój
ostatni pobyt na konferencji w Wiedniu i w Polsce i nagle w pewnej chwili
prof. Leś widzi przed oczyma
krzyż wawelski Jadwigi. Jest to tak nieoczekiwany znak, że bez
wahania zmieniają oni nazwę z Kopernik Foundation na Queen Jadwiga
Foundation. W tym czasie nie wiedzieli oni jeszcze o tym, że Królowa
Jadwiga została kanonizowana, no bo skąd. W środowisku parafii
„polskich” o tego typu wydarzeniach nie wspominano. Ich angielski przyjaciel,
prawnik, monarchista, był
ogromnie poruszony tym, że fundacja będzie nosić imię
polskiego Króla, i po ostatnich poprawkach niezwłoczne
złożył wszystkie dokumenty, tak, że pozostało im
tylko czekać na końcowy rezultat rozpatrywania tej aplikacji. Prof.
Leś, który zgodził się być dyrektorem the Queen Jadwiga
Foundation miał wyznaczoną pensję 50000A$, rocznie, podczas
gdy jego żona jako wicedyrektor miała wyznaczona pensję
30000A$ rocznie. Wynagrodzenie było ustalane w oparciu o wynagrodzenie
dyrektorów istniejących fundacji i było dużo niższe od
najniższego z istniejących fundacji. Mimo, że państwo Leś wzbraniali się
przed określaniem wynagrodzenia, jednakże doświadczony prawnik
nalegał, gdyż jak twierdził, bycie dyrektorem fundacji to
bardzo trudny obowiązek nałożony na barki podejmującego
się tej funkcji. Przekonywał też o tym, że fundacja Królowej
Jadwigi, polskiego Króla bardzo szybko zgromadzi fundusz kilku milionów
dolarów, co pozwoli na szybkie przetransformowanie jej na fundację tax
deductible, co zapoczątkuje jej prawdziwy rozkwit. Mówił to
jednakże w oparciu o doświadczenia innych nacji gdzie król jest
Królem, i gdzie społeczność nie jest manipulowana przez
garstkę obcoplemieńców, jak ci szczególnie bardzo szkodliwi bo
przebierani w płaszcze zakonne, tak bez krzyża na sukmanach i Boga
w sercu. Państwo Leś już wkrótce mogli się o tym
przekonać, jednakże nigdy nie przypuszczali, że stanie
się to dla nich nie tylko golgotą australijską ale też w
dużej mierze golgotą polską. Mimo, że ten scenariusz
ogromu pracy i niekończących się problemów realizowany w
scenografii koszmaru polonijnego getta, zawiści i terroru psychicznego
sprawdzał się jakoby jakiś makabryczny sen, to jednakże
to, że fundacja nosząca imię polskiego Króla bardzo szybko
ubogaci się z donacji polskiej społeczności nie
sprawdziło się zupełnie. Tuż po złożeniu
dokumentów, państwo Leś pełni byli wewnętrznej
niepewności czy mają prawo używania imienia Królowej Jadwigi
dla fundacji i czy cele, które wyznaczyli, nie okażą się
być zbyt małe. Postanowili podzielić się swymi
wątpliwościami z Krakowem skąd otrzymali nagle
wiadomość, że właśnie Rektor UJ tworzy Fundusz
Królowej Jadwigi. W e-mail, którą otrzymali z Krakowa, przed imieniem
Jadwigi pojawiają się litery ‘św’. Teraz byli naprawdę
przerażeni, jak to możliwe że nie dane im było słyszeć o kanonizacji Królowej.
Co z fundacją? Zrezygnować z używania imienia św.
Królowej, zmienić cele. Jak zdołają udźwignąć
ciężar odpowiedzialności za Fundację św. Królowej
oddając na ten cel przysłowiowy wdowi grosik. Przeżywają
bardzo ten okres i nie mogą się zdecydować na jakikolwiek
krok. Sprawę przesądza ich adwokat, przysyłając
zawiadomienie, że jeżeli w okresie 6 miesięcy nie
otrzymają odpowiedzi odmownej, mogą uważać fundację
za zarejestrowaną. Powoli zaczynają oswajać się z
myślą Fundacji św. Jadwigi Królowej, jednakże każde
przedsięwzięcie wydaje się prozaiczne i niegodne św.
Królowej. Postanawiają we wszystkim zdać się na św.
Jadwigę. Jeżeli ta fundacja powstała wbrew Jej woli, to nie
zostanie zarejestrowana. W tym też czasie dostają
książkę Oscara Haleckiego “Jadwiga of Anjou and the rise of
the East Central Europe”. Już kilka pierwszych stron przytłacza -
to nie córka Kazimierza Wielkiego, jak poprzednio myśleli, ale
dziedziczka jednego z najpotężniejszych rodów Europy. W miarę
czytania rośnie podziw dla tej niezwykłej postaci, z drugiej strony
całkowita apatia i brak wiary, że mogą
udźwignąć ciężar odpowiedzialności
założyciela The Queen Jadwiga Foundation. Zaczęli od
stowarzyszenia wychowanków UJ i nagle zostali postawieni przed zadaniem,
które zupełnie ich przerastało. Czuli jakby ktoś zadrwił
sobie z nich. Było to ogromne przeżycie, pełne
wewnętrznych rozterek i walki o przekonanie siebie do podjęcia
się zadania budowania the Queen Jadwiga Foundation. Pozostawał
jednakże cień nadziei, że fundacja nie zostanie zarejestrowana
i problem sam się rozwiąże. Co dzień w ogromnym
napięciu sprawdzali pocztową skrzynkę. Jednakże mimo
że minęło sześć miesięcy nie pojawia się
żadna odmowna odpowiedź. Czekali jeszcze dwa tygodnie, niestety
odmowna odpowiedź nie przychodziła, co oznaczało, że the
Queen Jadwiga Foundation została zarejestrowana. Powoli oswajają
się z myślą, że mają najpiękniejszą
fundację ze wszystkich, której Patronką jest św. Jadwiga
Królowa. Ponieważ chcieli otrzymać jakieś “potwierdzenie” z
Krakowa dla istniejącej fundacji, zwrócili się do ówczesnego
Dyrektora zamku wawelskiego o przysłanie im reprodukcji “krzyża
Jadwigi”. Wtedy nie zdawali sobie sprawy o co proszą. Krzyż ten
otrzymali z Wawelu i dopiero wtedy zaczęli zdawać sobie sprawę
z tego jak ogromny ciężar wzięli na swoje barki. Zaczynali od
przysłowiowego zera nie bardzo mogąc liczyć na jakąkolwiek
pomoc, w atmosferze potwornej wrogości. W tym czasie, po
doświadczeniach z KIK-em nie bardzo odważyli się
wspominać komukolwiek z Polonii o tym, że Queen Jadwiga Foundation
została zarejestrowana. Bardzo często witani byli przez KIK-owców
szyderczym pozdrowieniem, „No i co, daliście sobie już spokój”, co
odnosiło się do organizowanych obchodów 600-lecia odnowienia AK
które były główną
przyczyną założenia QJF. Ponieważ QJF została
założona po to aby można było zorganizować te
obchody, w pierwszym okresie działalności QJF podjęli się
organizowania wystawy o Uniwersytecie Jagiellońskim. Wysłali wiele
listów do niemal wszystkich organizacji polonijnych w całej Australii.
Otrzymali jedną odpowiedź, że jest to zbyt kosztowne
przedsięwzięcie. To był kolejny cios. Zrozumieli, że
zostali wpuszczeni w przysłowiowe maliny, jako, że z UJ otrzymywali
tylko ponaglenia do jak najszybszego wywiązywania się z
nakreślonych przez pracowników UJ planów organizowania wystawy,
przysłania zaproszeń wraz z pokryciem kosztów przelotu, pobytu i
bardzo sowitego wynagrodzenia za krótkie prelekcje, a przy tym ani słowa o jakichkolwiek
środkach na ten cel. Państwo Leś byli ogromnie zaszokowani
arogancją i chamstwem organizatorów z UJ, którzy za każdy
najdrobniejszy wkład otrzymywali bardzo wysokie wynagrodzenie
jednakże ich traktowali jak swych parobków. Warto tu wspomnieć o
jeszcze jednym szokującym incydencie. Widząc, że UJ
prezentowany im jako błówny cel obchodów sprowadzony był do
prezentacji muzeum UJ zwrócili się oni do rektora UJ o wybranie trzecg
światowej sławy naukowcó którzy mogliby zaprezentować swe
osiągnięcia na kilku wykładfach na Melbourne Uniwersity.
Odpowiedź jaką otrzymali po prostu zwalał z nóg.
Odpowiedź brzmiała. Na UJ nie ma tego typu naukowców. Było to
tak lapidarnie szczere wyznanie, że stracili oni zupełnie
ochotę do dalszego wikłania się w ten koszmar umuzealnienia
UJ. Mimo to, postanowili pozyskać Melbourne University jako
współorganizatora, co doprowadziło do zupełnego zniszczenia
ich bardzo dobrych stosunków z wieloma zaprzyjaźnionymi profesorami.
Zaczynali teraz bardzo dobrze rozumieć tragizm tego wrobienia ich w ten
niecny UJ-otowski proceder reklamy UJ jako instytucji muzealnej. Sytuacja
była bardzo dramatyczna, szczególnie jeżeli chodzi o nowo
założoną QJF. Zrozumieli, że zostali zupełnie sami i
że liczyć mogą jedynie na św. Jadwigę Królową.
Gdyby nie św. Jadwiga Królowa złożyliby oni wniosek o jak
najszybsze zamknięcie fundacji. Zaczął się okres ogromnej
wyczerpującej pracy, potwornego terroru psychicznego i co
najważniejsze odczuciem bliskości św. Jadwigi Królowej, która
już na stałe weszła w nieomal każdą chwilę
życia państwa Leś. Zaczął się bardzo trudny
okres zbierania funduszy na działalność i fundusz QJF. W
czasie nieomal 20-to letniej działalności zebrano około A$500
(pięćset). Wielogodzinne akcje mające na celu pozyskanie
donacji w tzw. klubach polskich okazały się zwykłą
stratą czasu. W wielu klubach, w tym w szczególności w klubie
Syrena akcja zbierania funduszy mogła być prowadzona w korytarzu
klubu. Szef klubu Syrena zażądał opłaty $300 podczas gdy
onizebrali tylko $10. Ilość zebranych funduszy to rezultat bardzo
wrogiego nastawienia do QJF bywalców klubu Syrena przez władze klubu i
działaczy federacji. Z klubu Stig, w Richmond, zostali bardzo brutalnie
wyrzuceni na polecenie p. Słowika podczas sprzedaży kartek
świątecznych w ramach zbierania funduszy na
działalność QJF. Należy tu bardzo wyraźnie
podkreślić, że wcześniej ustalili z p. Słowikiem
szczegóły dotyczące tej akcji. Znając bardzo nikłą
pamięć p. Słowika ustalenie prowadzili przez e-mail tak aby
mieć potwierdzenie, że wszystko to odbywa się za jego
zgodą. W „klubie” kościoła w Essendon, podczas sprzedawania kartek
świątecznych państwo Leś byli potwornie znieważeni
przez córkę „zakrystianki” napuszczoną, jak się okazało,
przez p. Słowika. Wielokrotnie też państwo Leś byli
napastowani tak przy zbieraniu funduszy jak też przy rozprowadzaniu
biuletynu QJF przez napastników nasyłanych przez p. Słowika.
Działalność p. Słowika, przybyłego w bardzo dziwnych
okolicznościach w roku 1968 do Australii, powoduje ogromne szkody dla
QJF. Jest on nieomal etatowym członkiem federacji mając wgląd
w nieomal wszystkie polonijne organizacje. Jest szczególnie zainteresowany
posiadaniem nazwisk tych którzy próbują prowadzić jakąkolwiek
działalność wśród Polonii. Potrafi bardzo skutecznie
niszczyć niewygodnych mu ludzi poprzez potworne oczernianie i
wykorzystywanie samozwańczych funkcji w parafiach polskich. Zupełnie
nie zainteresowany działalnością religijną większość
czasu poświęca na wyniszczanie polonijnego środowiska poprzez
organizowanie, w większości, antypolskich i antykatolickich imprez
stojących na odrażająco niskim poziomie. Jest nie do ruszenia
z Melbourne po zawłaszczeniu Fundacji Bluma. Fundacja ta była
przekazana siostrze zakonnej przez p. inż. Bluma, którą bardzo szybko przechwycił p.
Słowik usuwając przy tym siostrę z Melbourne. Należy zaznaczyć
że zgodnie z australijskim prawem QJF ma prawo zbierać fundusze na
swą działalność. Uniemożliwianie zbieranie funduszy
jest działalnością przestępczą. Chcemy
przypomnieć p.’ Słowikowi że jest to także grzech i
ksiądz, który w stanie grzechu przyjmuje komunię św.
popełnia świętokradztwo. O tym że jest to rzeczywisty
problem świadczy zdarzenie, którego byliśmy świadkami. Podczas
Mszy św. w kościele w Richmond ks. Rybie nie dane było
udzielić komunii św. Ci którzy w tym dniu pragnęli
przystąpić do komunii św. musieli odejść bez
udzielenia im komunii św. Czy nie jest to znak tego, że parafianie
którzy nie reagują na zło wyrządzone przez księdza, nie
są także współwinni. Działanie federacji p.. Słowika
to przestępstwa podpadające pod potoczne określenie
żydowskiego procederu „puszczania z torbami”. W terminie prawnym jest to
bardzo świadome działanie na szkodę, mające na celu
wyrządzenie tak szkody materialnej jak też poważnej szkody w
celu zniszczenia dobrego imienia instytucji. Pragniemy dochodzić na
drodze sądowej odszkodowania za wszystkie szkody. Działalność QJF
to w 99% prywatne środki państwa Leś. Roczny wkład
państwa Leś w postaci donacji to około 30 000 do 50 000 A$. Roczny wkład z tytułu pracy wynosi ponad
150 000 A$. Dyrektor QJF mający
wynagrodzenie 50 000 A$ nie otrzymał ani dolara z powodu braku
środków. Należność z tytułu wynagrodzenia za
pracę dla państwa Leś w okresie 20 lat to ponad 1 500 000 A$.
Ta bardzo zła sytuacja finansowa QJF to rezultat uniemożliwiania
zbierania funduszy, nie otrzymywania
donacji, potworna dyskryminacja, rasizm, ataki i bandyckie napady na
dyrektorów QJF, zabór mienia i potworny terror psychiczny. Copyright the Queen Jadwiga Foundation |
Zbieranie funduszy w klubach polskich
Klub ‘Orła Białego’, Geelong
Klub ‘Syrena’, Rowille
Klub przy kościele w
Essendon Klub ‘Stig’ w Richmond Klub w Altonie |